W czerwcu Joanna Okuniewska poinformowała na Instagramie, że rozpoczyna walkę z hejterami. Mowa o osobach, które “niszczyły życie jej i jej rodziny” na plotkarskim serwerze na Discordzie. Weszła w posiadanie “pliku dwustu adresów mailowych, screenów, danych dotyczących pracy, a nawet partnerów”. We wrześniu okazało się, że scenariusz przedstawiony ogromnej publiczności nie jest prawdziwy, a osoby, których wizerunki bezprawnie ujawniła influencerka, kupowały produkty jej oraz innych twórców.
Jak Okuniewska weszła w posiadanie danych osobowych? Co na ten temat sądzą prawnicy?
Grupa domniemanych hejterek ma wsparcie prawnika
Jednym z pierwszych kroków Okuniewskiej było opublikowanie lekko ocenzurowanych zdjęć siedmiu domniemanych hejterek. Grupa kobiet, które zostały tak nazwane przed 250-tysięczną publicznością podcasterki, zdobyła opinię prawną, która określa ich położenie. Spoiler alert: Joanna później przyzna, że to nie one są adresatkami kroków prawnych, a udostępnienie ich wizerunków było błędem. Pozostańmy jednak przy legalności samego działania.
– Takie działanie nie jest zgodne z prawem i ma dwa wymiary - karny i cywilny - mówi prawniczka wspierająca grupę. – Po pierwsze, w takiej sytuacji może dojść do zniesławienia czy też pomówienia. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że osoby, których zdjęcia są publikowane, mogły być jedynie członkami platformy Discord, nie musiały nawet pisać postów czy naruszać dóbr osobistych influenserki lub pomawiać jej. Sama przynależność do takiej zamkniętej grupy nie prowadzi do naruszenia prawa - podkreśla. Część kobiet, które zostały namierzone (podcasterka miała używać różnych metod zastraszania bądź dawania do zrozumienia, że wie, kim jest dana osoba) twierdzi, że nawet nie uczestniczyła w dyskusji na forum.
Dotyczy to zarówno upublicznienia wizerunków wspomnianych osób, jak i pisania do ich pracodawców czy rodziców, do czego również miało dojść. Okuniewska pokazała m.in. screena wiadomości od mamy jednej z osób, która martwi się o psychikę córki i prosi o kontynuację kontaktu. Forma przedstawienia konfliktu podcasterki z komentującymi wydaje się co najmniej niepokojąca.
– Influenserka łamie prawo udostępniając zdjęcia tych osób, a także ich nicki internetowe, tym bardziej, że nie ma pewności, że osoby, których wizerunek/ dane ujawnia, dopuściły się zabronionych czynów. Dopóki wina nie zostanie udowodniona i stwierdzona prawomocnym wyrokiem, osobę należy uznać za niewinną - podkreśla prawniczka. – Co więcej, publikowanie wizerunków tych osób publicznie, nawet jeśli influenserka opisuje zdarzenia prawdziwe, nie dotyczy osób pełniących funkcje publiczne ani nie służy obronie społecznie uzasadnionego interesu, lecz interesu osobistego (indywidualnego) - dodaje.
Influencerzy na bakier z RODO
Oficjalnie nie wiadomo, skąd pochodzą dane zebrane przez Okuniewską. Jednym z najbardziej spójnych tropów okazało się powiązanie między Discordem a bazą agencji Słucham, która administruje danymi klientów Joanny oraz innych influencerów wydających produkty audio (m.in. Justyny Mazur, której produkt kupiła jedna z namierzonych osób). Managerka Joanny, która prowadzi tę agencję - Marta Niemira - przez jakiś czas była obecna na forum i pisała o niej negatywne komentarze. Czy ma to związek ze sposobem pozyskania danych?
– Rozważałyśmy tę kwestię w większym gronie i jedyna logiczna teoria, oparta na wiedzy skonsultowanej z osobami z IT, jest taka, że Joanna i jej managerka wykorzystały do doxxingu* dane klientów swojego sklepu internetowego. Osoby, do których dotarłyśmy i które zostały zdoxxowane, kupowały książki, odcinki specjalne lub merch, korzystając właśnie z e-maila, którego używały również na Discordzie - mówi jedna z kobiet, których wizerunek udostępniła Okuniewska.
W ramach krótkiej serii komentarzy zamieszczonych we wrześniu pod moim instagramowym postem, podcasterka poinformowała, że z powodu “toczącego się postępowania” nie może wyjaśnić sytuacji. Jednak osoby, których wizerunki ujawniła, nie są jego stroną - prawdopodobnie tak samo, jak wspomniane przez nią ok. 200 osób, bo pozwów miało być zaledwie sześć. Ich kwestii nie chciała jednak poruszyć, dlatego pomimo zaprzeczenia, że wykorzystała dane ze swojego sklepu, to ta hipoteza wciąż łączy najwięcej dotychczas zebranych faktów. I choć przyznała, że ujawnienie wizerunków było błędem, którego żałuje, to nie sprostowała informacji podanych na własnym profilu, wielokrotnie większym od mojego.
O możliwe wytłumaczenia tej sprawy pytam prawniczkę Maję Długosz (@prawnakawka), która specjalizuje się w RODO oraz prawie obowiązującym w branży kreatywnej.
– W kontekście opisanej przez Ciebie sytuacji, działania polegające na ujawnianiu danych osobowych bez zgody, udostępnianie wizerunku oraz rozpowszechnianie informacji o życiu prywatnym, takie jak dane o partnerach i pracodawcach, mogą naruszać prywatność tych osób i stanowić naruszenie ich dóbr osobistych. Mówią o tym art. 23 i 24 kodeksu cywilnego - tłumaczy prawniczka. – Jeśli influencerka rzeczywiście udostępniała dane personalne oraz wizerunki osób bez ich zgody (nawet cenzurując delikatnie ich zdjęcia profilowe, ale nadal tak, by osoby te mogły zostać rozpoznane przez znajomych), mamy do czynienia z bezpośrednim naruszeniem prawa do prywatności oraz prawa do ochrony wizerunku - dodaje Maja.
Influencerzy będący przedsiębiorcami nie mogą przetwarzać danych w inny sposób, niż ściśle określony przez prawo. – Przetwarzanie danych w innych celach, takich jak osobiste dochodzenie przez przedsiębiorcę informacji o klientach czy ich dalsze udostępnianie, może stanowić rażące naruszenie zasad ochrony danych osobowych i skutkować odpowiedzialnością prawną na gruncie RODO. Takie działania przedsiębiorcy mogą prowadzić do naruszenia prywatności klientów, co w konsekwencji może nie tylko naruszać ich prawa, ale również podważać zaufanie do firmy, a także negatywnie wpływać na jej reputację – wyjaśnia moja rozmówczyni.
– Domniemane pozyskanie danych z bazy klientów agencji "Słucham" i wykorzystanie tych danych w celach prywatnych (takich jak zastraszanie lub doxing) może stanowić poważne naruszenie przepisów RODO, co grozi nie tylko sankcjami finansowymi, ale także odpowiedzialnością karną - podkreśla prawniczka.
Pytam, czy możemy mówić tu o braku świadomości obowiązującego prawa.
– Jak słusznie zauważyłaś, w środowisku influencerów często występuje problem z niską świadomością prawną, szczególnie w zakresie ochrony danych osobowych i obowiązków wynikających z przepisów RODO. Wiele osób publicznych działających na platformach społecznościowych przetwarza dane swoich odbiorców bez pełnej refleksji nad konsekwencjami prawnymi takiego działania. W przypadku mniejszych influencerów, takie braki mogą wynikać z niewiedzy, zaniedbań lub braku odpowiednich zasobów, aby wdrożyć odpowiednie procedury zgodne z przepisami prawa - mówi. – Jednak w przypadku twórców o większym zasięgu, takich jak Joanna Okuniewska, Marta Niemira czy inne osoby o znanych i rozbudowanych profilach, mamy do czynienia z bardziej złożoną sytuacją. Wielkie zasięgi, liczba obserwujących i związana z tym komercjalizacja ich działalności oznaczają, że zarządzanie danymi staje się integralną częścią funkcjonowania ich biznesów. W takim przypadku brak odpowiednich zabezpieczeń oraz przetwarzanie danych osobowych poza prawnie dozwolonymi granicami może być uznawane za świadome, a nie wynikające z niewiedzy - wyjaśnia prawniczka.
Maja Długosz jednoznacznie stwierdza, że influencer nie może użyć danych klientów do jakiegokolwiek innego celu, niż pierwotnie wskazany podczas zawierania transakcji. Alternatywę stanowi jedynie uzyskanie wyraźnej zgody klienta.
– Zbieranie danych osobowych bez zgody, doxing czy inne formy nadużyć, mogą zatem być traktowane jako celowe działania, które mają na celu np. zastraszenie lub piętnowanie krytycznych wobec influencera osób. Cyniczne podejście w tym przypadku wynika z faktu, że influencerzy świadomie korzystają z pozycji władzy i zasięgu, aby manipulować danymi i wykorzystywać je do realizacji swoich celów, nie bacząc na konsekwencje prawne. Tego rodzaju działania świadczą nie tylko o ignorowaniu przepisów prawa, ale także o braku poszanowania dla prywatności oraz dóbr osobistych swoich odbiorców - tłumaczy prawniczka.
Każda osoba, której dane zostały bezprawnie przetworzone, może złożyć skargę do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych (UODO). Poszkodowani mają prawo żądać m.in. zaprzestania naruszeń, usunięcia bezprawnie przetworzonych danych oraz domagać się zadośćuczynienia za naruszenie ich praw do prywatności.
*doxxing: termin odnoszący się do praktyki publicznego ujawniania prywatnych danych osobowych innych osób bez ich zgody. Zgodnie z polskim prawem, może być traktowany jako naruszenie dóbr osobistych lub naruszenie przepisów RODO (M.D.).
Moją rozmówczynią w drugiej części artykułu była Maja M. Długosz, prawniczka branży kreatywnej, Inspektorka Ochrony Danych.